blog o samotnej WOJNIE w sztuce w 2013 roku, o niemożliwym przełamywaniu granic
wtorek, 31 grudnia 2013
12. WALKA O WOLNOŚĆ. Ostatni dzień roku. Ostatnia walka. Ostatni dzień wojny. 12. WALKA O WOLNOŚĆ polega na tym, że walki nie ma. To jest wolność. Niepodległość niczemu i nikomu. Nawet swojemu własnemu systemowi. Pustka, którą można wypełnić zawsze czymś, na nowo. Koniec wojny. Biel.
środa, 20 listopada 2013
O
tym się nie mówi: 11. WALKA O NIEZALEŻNOŚĆ, czyli o „incydencie”
w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu oraz o absurdzie, granicach
rozsądku, szaleństwie, nienormatywności, zawłaszczaniu
przestrzeni, frustracji i konsekwencjach. Jak wejść do świata
sztuki, ale na własnych zasadach?*
11.
WALKA O NIEZALEŻNOŚĆ mimo, iż nie była ostatnią, była walką
ostatecznie przekraczającą granice.
Do
bojówek tym razem dołączył Kamil Wnuk, jednak będę tutaj pisać
tylko i wyłącznie o swoich motywach i przemyśleniach na temat
tego działania, ponieważ Kamil działał z całkiem innych pobudek.
Pytanie
podstawowe, które było moją motywacją do podjęcia 11 WALKI to:
dlaczego sztuka musi być zależna od galerii, systemu
wystawienniczego, decyzji i upodobań kuratorów, oceny?
Dlaczego
sztuka nie może być wolna, niezależna? Dlaczego artyści godzą
się na to wartościowanie, podporządkowanie, pozycjonowanie,
ocenianie, sankcjonowanie?
Gdzie
jest miejsce na wolność wyrażania się, na bunt, niezadowolenie
albo niesamowitą eksplozję szczęścia?
Oczywiście
można sobie zrobić, bez żadnego wsparcia, niezależną wystawę u
siebie w domu albo w pracowni. Tylko po co? Skoro istnieją
instytucje, które z założenia są przystosowane do tego by
pokazywać i promować sztukę. Ale, sztukę jakkolwiek
interpretowalną, ramową, wyselekcjonowaną, wybraną i zatwierdzoną
przez kuratora lub rzeszę „znawców”.
Artysta
w tym całym systemie już nie ma nic do powiedzenia. Jedyne co może
zrobić to zaciskać kciuki i liczyć na łut szczęścia, że akurat
tym razem zostanie wybrany, oraz starać się robić sztukę „coraz
lepszą” czyli taką, która właśnie, wreszcie zostanie wybrana.
W ostateczności sfrustrowany stwierdza, że sztuka jest bez sensu i
porzuca ją, by „żyć normalnie” i zarabiać pieniądze.
Dlatego
zastanawiam się, czy przypadkiem w tym wszystkim coś się nie
zgubiło?
Czy
nie zapomnieliśmy o tym, że to sztuka jest w tym wszystkim
najważniejsza?
Sztuka,
która oddziałuje, wnika w strukturę, porusza emocje, zmienia
człowieka, dociera do niego, narusza a nie tylko „wygląda” (i
nie neguję tu estetyki w sztuce, która moim zdaniem też jest
ważna)?
Dlatego
właśnie postanowiłam zawłaszczyć miejsce przeznaczone dla sztuki
by w nim przemówić, kontestować, że w takich skostniałych
instytucjach nadal można coś zrobić – zadziałać po swojemu,
bez ograniczeń. Była to manifestacja niezależności –
zawłaszczenie własności, wtargnięcie na teren – prawdziwa
WOJNA. Wojna o niezależność sztuki, manifestacja swojej
niezależności jako artysty.
Historia
z Arsenałem zaczęła się już w zeszłym roku, kiedy to dostałam
zaproszenie do wzięcia udziału w wystawie, która miała odbyć się
na początku 2013 roku. Była to dość ciekawa propozycja, mająca
na celu ukazać proces twórczy artystek. Z chęcią chciałam wziąć
w niej udział, ale na moich zasadach – wojennych. Mój proces
twórczy właśnie na tym etapie przebiega w ten sposób – walczę
by przetrwać, nie poddaje się, ostatkiem sił kontestuje to co dla
mnie ważne, buntuję się zastałym, ograniczającym regułom,
ożywiam obraz akcją. Byłam jednak skora do negocjacji i dyskusji.
Niestety otrzymałam odmowę, mimo wcześniejszego zaproszenia.
Nie
rozumiałam, dlaczego została ograniczona moja swoboda twórcza?
Moja ekspresja i sposób wypowiedzi? Wystawa odbyła się bez mojego
udziału, a słuch o niej zaginął.
I
nie chodzi tutaj o „prywatną zemstę za odmowę zorganizowania
wystawy w Arsenale” ale kontestację ograniczania wolności
twórczej w ogóle – cenzurowania i wartościowania, któremu
artyści muszą ciągle podlegać, jeśli chcą nadal tworzyć i
wystawiać.
Dlaczego
wciąż jest na nas wywierana presja przymusu działania inaczej niż
działamy, robienia sztuki „dobrej” czyli jakiej?? Takiej, która
podoba się kuratorom, wpisuje się w kanon, odnosi do tradycji,
uwzniośla idee, jest estetyczna...?
Czy
artysta musi spełniać konkretne warunki by galerie go zechciały?
Czy galerie to instytucje, którym artysta ma podlegać i wykonywać
ich zadania; czy jednak miejsca, w których artysta ma wolność
kreacji?
Gdy
wtargnęłam do Arsenału manifestując wolność swojej wypowiedzi,
używając zielonego koloru miesiąca listopada (który jednocześnie
był jednym z dwóch kolorów biennale fotografii – mój wybór był
podświadomy), myślałam głównie o tej właśnie niezależności,
pragnąc przebić się przez mur niemocy i niewykonalności,
niemożliwości; przeszłam przez granicę rozsądku. Nie biorąc pod
uwagę wszystkich konsekwencji (np. zarzutu o niszczeni mienia –
przestępstwo art. 288 k.k.) rzuciłam się do walki o wolność, o
oddech, o swobodę i niezależność działania. 11. WALKA O
NIEZALEŻNOŚĆ była chęcią zawłaszczenia przestrzeni galerii i
danej wystawy (przez chwilę gdy nasze nazwiska pokazały się na
ścianach, pod pracami – wystawa była nasza, zawłaszczona) by
pokazać wolność działania artysty – za co poniosłam
konsekwencje jakich się spodziewałam (doprowadzenie galerii do
stanu sprzed 11. WALKI – oddanie wystawy kuratorom i artystom,
których prace wiszą na tej ekspozycji). Moje wcześniejsze akcje
wojenne oscylowały wokół działań agresywnych i manifestacyjnych,
ale żadną z nich nie przekroczyłam granicy, żadna nie odbiła się
echem, nie zbulwersowała na tyle, by ktoś poważnie zastanowił się
nad sensem wojny, wojny która przecież nie jest tylko moja ale
wszystkich artystów, którzy chcą funkcjonować mimo obostrzeń i
systemów a jednak współpracować z instytucjami i mieć wsparcie.
Jak to połączyć? Jak zmienić system? Czy moje działania ruszą w
posadach sposób w jaki patrzy się na artystę i jego dziania? Czy
to walka z wiatrakami? Jednak moja postawa pokazuje przede wszystkim,
że bunt jest elementem sztuki i to nie bunt za przyzwoleniem –
wpisujący się w odbiór sztuki, ale bunt prawdziwy wynikający z
emocji, z obserwacji, jako reakcja na zastaną rzeczywistość,
udowadniający, że można się przeciwstawić temu co mierzi, uwiera
i męczy, taki który pozornie prowadzi do irracjonalnych zachowań.
Najważniejszym jest , by się nie bać, próbować doświadczać
granic możliwości – tym moim zdaniem jest sztuka – ekstremum,
dotykaniem niemożliwego, szaleństwem i niezrozumieniem, czuciem.
Sztuka może być wszystkim jeśli tego chcemy i jeśli w to
wierzymy, nawet absurdem.
ps.
Właśnie pokazał się w Formacie artykuł o WOJNIE w którym Magda
Ujma pisze: „ Gdyby
w jej
buncie
było więcej pewności siebie, gdyby pozwoliła sobie na pokazanie
najprawdziwszej energii płynącej ze złości, z frustracji, z
agresji, niełatwo byłoby ją zlekceważyć.”
11. WALKA O NIEZALEŻNOŚĆ była właśnie tą akcją ,w której
sobie na to pozwoliłam.
* pytanie jest parafrazą z tekstu Magdy Ujmy z artykułu „ Niegrzeczna Dziewczyna” Format nr 66.
środa, 16 października 2013
CO
JEST MIARĄ SUKCESU?
Tocząc
kolejne WALKI, przeżywając je z miesiąca na miesiąc zastanawiam
się czym jest dla mnie sukces tej WOJNY?
Na
to pytanie, często zadawane w wywiadach zazwyczaj odpowiadałam, że
wytrwałość - tak to jest wygraną w trakcie WOJNY, ale co będzie
sukcesem po niej?
Weryfikując
różne myśli, analizując docierające do mnie z zewnątrz zdania,
opinie czy negacje moich działań, zastanawiam się dlaczego w
sztuce (albo może w sztuce w Polsce) nie mówi się o sukcesie, czy
on jest traktowany pejoratywnie?
Czy
osiągnięcie sukcesu na polu sztuki jest czymś co neguje artystę?
Działa przeciwko niemu?
Na
każdym innym polu, ludzie dążą do sukcesu, czy to zawodowego
ścigając się na oślep, czy po prostu lubiąc a nawet kochając to
co robią, pragną uzyskać z tego jakąś gratyfikację; czy to na
polu prywatnym szukając sukcesu w relacjach z innymi, w związkach
czy pogodzeniu się z samym sobą. Sukces – czy to nie tego
potrzebuje każdy człowiek? Czym jest sukces? Czy nie osiągnięciem
tego czego się pragnie lub czegoś (np. pieniędzy) dzięki czemu
będzie można uzyskać to czego się pragnie ?
Satysfakcja,
spełnienie, zadowolenie, transgresja, pieniądze, sława, kariera–
czy nie o to chodzi?
Dlaczego
artyści nie mogą dążyć do sukcesu – do tego co niesie za sobą
sukces?
10.
WALKA Z MATERIA z pewnością była moim sukcesem. Wspaniała kadra
galeryjna zarówno logistyczna jak i techniczna, pozwoliła mi
zrealizować – jak to powiedział Gordian Piec z ODY w Piotrkowie
Trybunalskim gdzie WALKA się odbywała – moje marzenia.
Tak
– osiągnęłam niesamowitą satysfakcję na przykład dzięki
przełamaniu zasad rządzących wystawiennictwem, przy pomocy
instytucji; moją wizją – a dokładniej barwą (głębokim
błękitem ultramarynowo – indygo) zalałam galerię, by tym
kolorem i sobą samą zdestruować mój kolejny obraz. Uporczywie i z
namiętnością przez ponad godzinę zbierałam ciałem farbę, by
nie dopuścić jej ekspansywności na płótno, a zaraz potem na to
samo płótno ją przenieść – samej unicestwić obraz.
fot. Mariusz "Marchewa" Marchlewicz
Tak,
czułam spełnienie i uniesienie – satysfakcję, że mi się udało.
Jednak
czy ta satysfakcja była odczuwana przez innych – czy ktoś mógł
z niej zaczerpnąć?
Czy
to co robiłam było, dla i tak niewielu przybyłych widzów, czymś
istotnym?
Wierzę,
że tak; jednak nie mam przeświadczenia czy to absurdalne – jakby
się mogło wydawać – a z pewnością abstrakcyjne działanie,
miało sens.
Nie
stoją za tym pieniądze, sława, pochlebstwa, ani prestiż.
Nie
ma gratyfikacji w żadnej innej formie, niż własna, chwilowa
satysfakcja.
Niestety
z samej satysfakcji nie można żyć.
Nawet
jak bardzo bym chciała, nie zmienię funkcjonowania mojego
organizmu.
Czy
nie było by sukcesem, gdyby nagle tą pracę zakupiła jakaś
instytucja, doceniając moją pracę i zapewniając mi kilka
kolejnych miesięcy życia?
Czy
nie na tym polega sukces, by robić to co się kocha, dając przy tym
coś innym, a samemu móc z tego żyć? Czy nie chodzi o to by
przetrwać i czuć się dobrze, móc rozwijać się dalej?
To
truizmy, jednak myślę, że w świecie sztuki (polskiej sztuki)
często się o tym zapomina, zapomina się o artyści jako człowieku,
który tak samo jak inni potrzebuje uznania, zadowolenia i pieniędzy
– o których jak już pisałam, w świecie sztuki się nie mówi.
Ciężko
się później dziwić, że nawet buntownicy (tu daje za przykład
siebie) nie mają sił, by krzyczeć i wyszarpywać swoje. Owszem
jestem buntowniczką, ale konsekwencja i wytrwałość w stanie
graniczącym z głodowym, to moja główna linia obrony i ataku
zarazem. Nie będę wyrywać się do walki ponad swoje siły, nie
będę wypruwać sobie flaków publicznie by pokazać, że mnie na to
stać – bo stać mnie, ale trwając nieustannie w napięciu WALK
nie szarpię się, nie rzucam agresywnie, by nie urwać sobie nóg.
Moja odwaga polega na uporczywości – będę stała do końca –
to moja walka, po mojemu – będę więc trwała z kolorem jako
sojusznikiem.
fot. Mariusz "Marchewa" Marchlewicz
ps.
Napisałam ostatnio, że opiszę incydent (nawiązujący zresztą, do posta
powyżej) z CSW w Toruniu. Było to tak: 2 dni przed wernisażem
wszyscy dowiedzieliśmy się, że obcięto na i tak niewielkie
honoraria o połowę. Dlaczego? Ponieważ budżet wystawy został
przekroczony, i bez namysłu pod nóż w pierwszej i chyba jedynej
kolejności poszli artyści: prócz gaży obcięto nam śniadania w
hotelu (jakby to mogło uratować nadszarpnięty budżet?).
Każdy
z artystów był tym faktem oburzony, każdy czuł się z tym źle,
ale nikt nic nie robił. Było nas 10 osób (no 9 bo Iza Tarasewicz
przyjechała tylko na wernisaż) i jako grupa mieliśmy większą
siłę niż w pojedynkę. Ja czułam werwę walki – nie chciałam
nabrać wody w usta i przemilczeć sprawy, jednak bez sensu było
szarpać się samej – tracąc energię i nic nie zyskując. Tymek
Borowski (który jest bardzo normalnym artystą) zasugerował mi, ze
może byśmy się jednak zintegrowali i np. stworzyli protest song
przygrywając na gitarze na wernisażu. Pomyślałam, wtedy że warto
zintegrować grupę. Zebrać 9 osób w jednym miejscu i czasie było
trudno, ale udało się w „norze” Arka Pasożyta o 20.00 odbyło
się tajne spotkanie. Burza mózgów – moje buntownicze, Tymka
zabawne i Jana techniczne pomysły poprzestały na tym by jednak
skonsultować się z kuratorem wystawy Piotrem Lisowskim – który,
mimo iż był poniekąd odpowiedzialny za obcięcie nam gaży (źle
obliczył budżet) był z pewnością po naszej stronie. Przecież ta
wystawa – z jego inicjatywy i pomysłu- była też o tym – o
walce z instytucjonalnymi obostrzeniami i konstrukcjami.
Gdy
dołączył do naszego tajnego zebrania Piotr – konstrukcja buntu
zaczęła się klarować. Bystry umysł kuratora, otwartego na dzikie
pomysły i bunty artystów objawił na taki pomysł: zróbcie obraz –
dzieło zbiorowe, które w przyszłym roku będzie zakupione do
kolekcji CSW w Toruniu a wy otrzymacie dzięki temu drugą część
honorariów. Tak też zrobiliśmy.
Oto
nasze dzieło, podpisane przez wszystkich:
fot. Piotr Lisowski
piątek, 4 października 2013
CO CI ZALEWA MÓZG?
Rzeczywistość
bywa płynna, po fakcie okazuje się, że zalała Ci mózg swoją ekspansywnością i agresywnością?
Czasem
się zdarza, że idąc wciąż przed siebie zapominamy o samych
sobie.
9.
WALKA Z KONSTRUKCJĄ uświadomiła mi, że ciągle walczę z czymś
zastanym, czymś co ogranicza, ze sztywnymi ramami, ale one znajdują
się zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz mnie samej.
Te
- zewnętrzne sztywne konstrukcje, czasem całkiem mnie zalewają i
już nic nie widzę, tylko czuję instynkt który każe mi płynąc
– pokonać ten nurt, tylko dlaczego w ogóle muszę w niego
wchodzić? Zanim się spostrzegę mam już tą konstrukcję w sobie –
jestem nią zalana. A przecież z nią walczę.
Gdy
sprawdzałam dźwięki do mojego podziemnego performancu w CSW w
Toruniu, gdy pierwszy z nich uderzył w moje bębenki i klatkę
piersiową – poczułam z przerażeniem, że realizuję przerażający
pomysł. Po 2 minutach wyszłam z ciemności, oparłam się o ścianę
i oddychając ciężko zastawiałam się czy jestem nienormalna skoro
moja głowa wymyśla takie rzeczy?
Bałam
się, że ten performance jest zbyt agresywny...
Okazało
się jednak, że był on dla mnie przede wszystkim oczyszczający a
ludzie wspominali go, jako coś najmocniejszego na wystawie, co
odczuli całymi sobą i przeżyli „na poziomie tkankowym”
własnego organizmu. Nie słyszałam negatywnych opinii. Każdego kto
doświadczył tego performancu (na własną odpowiedzialność – bo
taka tabliczka widniała na drzwiach prowadzących do mnie)
dosięgnęła moja myśl, wizualnie i emocjonalnie. Najpierw
schodziło się 2 piętra w dół po schodach, by na końcu wejść
w całkowity mrok, gdy było się już w jego wnętrzu zapalało się
małe strumieniowe – czerwone światło, pod którym w czarnej
sukni siedziałam ja, zakładałam dźwiękoszczelne słuchawki na
uszy i włączałam najmocniejszy, jaki sobie można wyobrazić
mechaniczny dźwięk.
To
był sposób na złamanie konstrukcji – wstrząs coś łamie. Mimo
słuchawek chroniących mój słuch, przebywanie ponad godzinę w
śród tak głośnych dźwięków
powoduje
zmiany.
fot. CSW Toruń
fot. 007fff
9.
WALK Z KONSTRUKCJĄ odbywała się w Toruniu także w sferze samego
obraz – nastąpiło kolejne rozliczenie z malarstwem. Za pomocą
plątaniny rurek, baniaków i kranów oraz pojemnika z pleksi, unicestwiłam delikatny,
błękitny obraz przedstawiający popiersie śpiącego mężczyzny (o
tytule „se snu” 2011 rok) został on zalany czerwoną jak krew
mazią. Piękna była i jest (obraz nadal się napełnia i
prawdopodobnie zaleje całą galerię – załamie jej funkcjonalną
konstrukcję) ta czerwień, żywa i świeża a za razem okrutna.
fot. Izabela Chamczyk
fot. CSW Toruń
Czerwień ta była także tłem dla mojego pierwszego w życiu muralu - mapy działań WOJENNYCH.
fot. CSW Toruń
Co
zalewam mój mózg i czy to jest właśnie dekonstruujące stare
zatwardziałe systemy, czy raczej na odwrót konstruujące coś
całkiem nowego i bardzo dobrego – wybór należy do każdego.
Ja
czuję, że niebawem nastąpi lepsze bo coś się przelało.
Czerwień
jest mocą – moc jest ze mną!
A
także z Wami – nielicznie czytającymi ten blog.
ps.
zapomniałam napomknąć o małym incydencie w CSW w Toruniu: otóż
przez to, iż budżet wystawy został przekroczony 2 dni przed
wernisażem wszyscy artyści zostali postawieni przed faktem, iż
obcięto nam honoraria. Jednak nie poddaliśmy się i zawalczyliśmy
o swoje. Moja WOJNA stała się WOJNĄ wszystkich. Ale o tym w
następnym wpisie.
czwartek, 5 września 2013
JAK TO ZROBIĆ?
zmiany
Ósmego sierpnia o osiemnastej w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu odbyła się 8.WALKA ZE ZŁYMI MYŚLAMI.
Dlaczego akurat tam zdecydowałam się walczyć ze złą energią, która czai się w zakamarkach umysłu i czasem kieruje działa artyleryjskie wprost na mnie /na nas?
Ponieważ poczułam się tam naprawdę bezpiecznie.
Galeria (piękny przestronny, nowoczesny budynek) jak i cała ekipa sprzyja swobodnemu działaniu. Myśli mają tam tor by się rozbiec, unieść i nabrać sił.
Pozytywna energia i wsparcie dają siłę do WALKI.
Walka ze złymi myślami to było wyzwanie. Gdy myśli przychodzą do głowy samoistnie, czasem uporczywie wracają i ciężko je odgonić, odwrócić zamienić. Jak je nakierować na pozytywny tor?
Performance, który zrobiłam w GSW w Opolu był bardzo znamienny – zlizywałam coś co sączyło się (kolor żółty – który ma swoje ciężkie, charakterystyczne znaczenie), a jednocześnie było elementem w instalacji rekonstruującej mój obraz i wypluwałam do ciemnej przestrzeni, gdzie moje obrazy „sojusznicze” ożywały.
Jednak nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądać. Gdy zobaczyłam dokumentację, zdziwiłam się. Aha, tak wygląda walka ze złymi myślami? – pomyślałam. Patrząc na to działanie wiele się dowiedziałam. Zastanawiałam się z jakimi złymi myślami ja walczę? Interpretacja należy do Was.
Jednak jedno jest pewne: zawsze w performance (jak i w malarstwie) uwydatnia się to co jest w danym momencie najważniejsze, zawsze to wydalam, wypluwam, uwidaczniam. Odczucia, nawarstwienia, przemyślenia, intuicje, wrażenia, sny. Podświadome nawiązania.
Niejednokrotnie potem sama jestem zdziwiona gdy widzę efekt.
fot. Natalia Krawczyk, Łukasz Kropiowski, Maciej Węgrzyn.
Teraz czeka mnie 9.WALKA Z KONSTRUKCJĄ, która dekonstruować się będzie w CSW w Toruniu. Spodziewajcie się niespodziewanego!
ps. Pewnie zastanawiacie się czemu zmieniłam wizualność strony?
- Zmieniam konstrukcję myśli.
niedziela, 28 lipca 2013
lekkie ms2 − ms1
potajemna 7. WALKA O ODPOWIEDNIE MIEJSCE I CZAS.
Tym
razem na celowniku Łódź - WALKA odbyła się potajemnie. Bardzo
mocno poczułem, że uderzanie głową w mur nie jest najlepszym
rozwiązaniem. Po tym jak pani Krystyna Potocka z galerii Manhattan
najpierw z chęcią przyjęła moją nietypową propozycję zrobienia
wystawy na już istniejącej ekspozycji, a tuż przed akcją gdy do
niej zadzwoniłam powiedziała, że ona nie chce takich działań i
przecież mi odmówiła i zarzuciła mi, że wchodzę w uprawnienia
kuratorskie, postanowiłam nie odpowiadać ogniem. Nie czułam sensu
wnikania w dyskurs z tą instytucją i galerzystką.
Postanowiłam
uderzyć na największą instytucję w mieście Łodzi – ms2.
Okazało się jednak, że w okresie wakacyjnym, gdy ludzie najwięcej podróżują i
zwiedzają, ekspozycja stała w jest zamknięta. Ponieważ tym
razem postanowiłam zawalczyć O ODPOWIEDNIE MIEJSCE I CZAS, czyli o
pokazanie swojej sztuki wśród najlepszych, ważnym dla mnie było
by zadziałać właśnie na ekspozycji stałej.
Wiadomo,
że w ludzkim życiu dużą rolę odgrywa przypadek, jednak każdy
podejmuje próby by wstrzelić się w odpowiednim czasie w
odpowiednie miejsce, poznać odpowiednich ludzi – każdy próbuje
pomóc szczęściu, znaleźć najlepszy czas dla siebie.
Zaprezentowanie swojej sztuki z takim sławami jak Władysław
Strzemiński, Henryk Stażewski, Katarzyna Kobro, Karol Hiller czy
Moniką Sosonowską, Julitą Wójcik, Grupą Tworzywo… z
pewnością musi wspomóc dobrą energię i sprowokować pozytywny
bieg wydarzeń. Znalezienie się w odpowiednim gronie, w odpowiednim
miejscu, w odpowiednim czasie decyduje o tym, jakie są dalsze losy
artysty i jego sztuki, jak rozwija się jego kariera. Dlatego właśnie
wybrałam galerię ms2 w Łodzi.
Gdy jednak okazało się, że dostęp do najważniejszych nazwisk w ms2, z którymi chciałam się wystawić, jest zamknięty – obrałam filię galerii MS - ms1:
fot. Norbert Trzeciak
Bardzo
ciekawym zbiegiem okoliczności było to, że akurat w tym miejscu,
prócz ekspozycji stałej odbywa się właśnie wystawa czasowa Cezarego Bodzianowskiego, artysty który łamie konwencje, działa
partyzantko i wiele lat bez wsparcia, robił i nadal robi sztukę minimalistyczną
a zarazem buntowniczą i graniczącą z absurdem, sztukę tak bardzo
bliską mojemu sposobowi myślenia. Myślę, że fenomenalnym jest
też to, że jego akcje – dokładnie tak jak moja WALKA w Łodzi
bazują na dokumentacji – nabierają znaczenia po
dokonaniu się, wnikają w sztywną strukturę świata sztuki i
rozbijają ją powoli od środka – taka też była moja łódzka
akcja. Co ciekawe wykorzystałam w niej także sztukę
Bodzianowskiego:
fot. Norbert Trzeciak
Po
tej WALCE, gdy potajemnie wtargnęłam do galerii, pokazałam tam
swój obraz (z kolorem miesiąca) wśród najlepszych, gdy
nie czułam, że ktokolwiek musi o tym wiedzieć - żadnej presji; doświadczyłam lekkości.